Warning: session_start(): Cannot send session cookie - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/index.php:4) in /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/libraries/joomla/session/session.php on line 537

Warning: session_start(): Cannot send session cache limiter - headers already sent (output started at /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/index.php:4) in /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/libraries/joomla/session/session.php on line 537
[relacja] 16. Cracovia Maraton, 30.04.2017

[relacja] 16. Cracovia Maraton, 30.04.2017

  • Drukuj

16. Cracovia Maraton zanotował rekord frekwencji - 5614 finiszerów (w tym 991 kobiet - także rekord). Mieliśmy w tym swój udział.

Nie mogło nas zabraknąć na maratonie w Krakowie - w mieście słynącym z legendy o smoku (tego w dawnych czasach podstępnie podtruli siarką umieszczoną w bydlęcych skórach) i smogu (ten ma się dobrze i podtruwa obecnie miejscowych). Na szczęście w dniu biegu nie musieliśmy korzystać z maseczek przeciwsmogowych.

 

A na poważnie - Kraków to cudowne miasto do zwiedzania oraz do biegania maratonu. Ponadto ma świetną ofertę biegową dla całych rodzin - w takim właśnie biegu towarzyszącym, w mini maratonie (4,2 km), zorganizowanym w sobotę, wystartowała Kamila Koszyk, córka Kasi i Krzyśka.

Cracovia Maraton ma swój klimat i atrakcje. Jest najpopularniejszym polskim biegiem dla cudzoziemców. Start i meta są w samym sercu starego miasta - na Rynku Głównym. Po prostu cudnie. Od kilku lat trasa ma dwa okrążenia i jest bardzo ciekawie poprowadzona - z widokiem na Wawel, dookoła Krakowskich Błoni, w dużej części po spacerniakach na obu brzegach Wisły (dla nas to swojskie klimaty), Aleją Pokoju do Tauron Areny. Długimi odcinkami jest dosyć ciasno jak na tak duży bieg. Ma kilka agrawek i wyznaczona jest często po przeciwnych stronach tej samej drogi. Sprzyja to ciągłej wzajemnej obserwacji tych szybszych z tymi wolniejszymi oraz daje okazję do wyszukiwania znajomków i serdecznych pozdrowień.

Regulamin krakowskiego maratonu sprzyja zgłaszaniu drużyn (wtedy startowe jest dużo tańsze). Korzysta z tego Biegający Tczew. W tym roku dzięki sprawnej działalności Wiesia Markowskiego (kapitana drużyny) wystawiliśmy ekipę w sile 14 osób , w tym 5 debiutantów! Robi wrażenie to, że w maratonie pobiegły trzy pary małżeńskie.

Ostatecznie wystartowało nas 13, a jednej dziewczynie (Karolinie Zielińskiej - naszej fance z Wiednia, nie udało się ukończyć biegu).

Szczegółowe wyniki poniżej.

Pogodę mieliśmy finalnie naprawdę dobrą. Chociaż zaczęło się nieciekawie. Pół godziny przed startem zaczął padać deszcz, zapowiadało się na długą kąpiel. Jednak z każdą godziną deszcz słabł, aż w końcu zupełnie ustał. Temperatura powietrza nam sprzyjała (6-9 °C). Uciążliwe jedynie były kałuże.

Większość z nas jest bardzo zadowolona z biegu i długo będzie dobrze wspominać ten maraton. Najgorętsze słowa uznania należą się debiutantom - wszyscy połamali zaplanowane bariery czasowe:

Kasia Koszyk - 4:14:55. Na koncie startowym ma głównie 5 km, rzadziej 10 km, jeden półmaraton (Bieg Nadwiślański '2016, z czasem 1:53:31). Znakomicie rozłożyła siły i skutecznie złamała barierę 4:15. W strefie „ściany” miała jeszcze otwarty umysł i bystry wzrok - potrafiła np. mnie wypatrzyć na mijance i pozdrowić.

Krzysiek Koszyk - 3:29:42 w swoim pierwszym maratonie! Marzenie każdego first timera. Kilkanaście miesięcy temu dopiero zaczął starty, w październiku zeszłego roku pobiegł po raz pierwszy półmaraton (1:38:50), a teraz taki debiut.

Ania i Przemek Piekarscy - 3:59:54. Perfekcyjny bieg. Przemek czuwał nad Anią w ich pierwszym półmaratonie (Bieg Nadwiślański '2016, pobiegli 1:54:57), troskliwie opiekował się i teraz, albo odwrotnie. Niech pozostanie ich słodką tajemnicą, jak im się biegło, ale powinni napisać poradnik „Sztuka biegania małżeńskiego”.

Łukasz Kreja - 3:57:18. Biegowy świeżak. Zaledwie kilkunastomiesięczna praktyka biegowa - na koncie jeden półmaraton (Bieg Nadwiślański '2016,     z czasem 1:43:27). Nie ukrywał obaw, ale pobiegł bardzo dobrze i już planuje kolejne starty potrzebne do zdobycia Korony Maratonów.

Ta piątka first timersów znacząco powiększyła grono tegorocznych debiutantów maratońskich (przyp. - czworo zmierzyło się z królewskim dystansem w Gdańsku 9.04.2017) Biegającego Tczewa. Tym samym już 60 członków BT ma w życiorysie pokonanie tego biegu biegów.

Nasuwa mi się jedno spostrzeżenie - jestem pewien, że wielu z nich decyzję  o starcie na 42km 195m podjęło pod wpływem stałego kontaktu z doświadczonymi biegaczami, po obgadaniu tematu w trakcie wspólnych startów i treningów. I tak powinno być.

Parę słów o pozostałych finiszerach 16. Cracovia Maraton.

Jarek i Bożena Sosnowscy - razem jeżdżą na motorach, ale biegają osobno. Zawodowcy. Wszystko szczegółowo zaplanowane i konsekwentnie realizowane.

Jarek przygotowuje się do złamania „3” godzin w Berlinie (24.09.2017). Teraz pobiegł świetną życiówkę, realnie zbliżając się do wyzwania.

Bożena poprawiła swój najlepszy wynik o 10 minut, zostając czwórkołamaczką. Patrząc jak ona potrafi się rozciągać na rozgrzewce, człowiek nie miał wątpliwości, że jest gotowa na mocne bieganie.

Wiesiu Markowski - nasz kapitan, z osobowością utramaratończyka, maratony biega chyba co miesiąc. W Krakowie wystartował rozważnie, bez spinki na poprawienie swojej świeżej życiówki (3:10:01, maraton Gocki, 25.03.2017), ale i tak na ostatnich kilometrach dowiedział się, że jego mięśnie również potrafią się boleśnie kurczyć. Mimo takich przeciwności poprawił swój krakowski wynik z zeszłego roku.

Wawrzek Rybak - jak sam mówi: „jestem zapracowany, nie mam czasu trenować, jestem nieprzygotowany”, ale ciągnie wilka do lasu i zawsze da się komuś namówić na kolejny maraton. Tym razem na bieg dał się wyciągnąć przez swojego kolegę - Tomka Lisiusa (z Gdańska, który w dorobku ma ponad 100 maratonów, w tym wszystkie w Krakowie i Poznaniu). I jeszcze pobiegł z nim jego tempem. Wawrzka, a właściwie to co z niego zostało, minąłem na 40 km - cierpiał (doświadczyłem tego kilka razy więc rozpoznaję objawy), ale się nie poddawał, znalazł sposób na przetrwanie i dobiegł do mety.

Martin Maciejewski - młody chłopak. W tym wieku mało kto zajmuje się bieganiem maratonów. Ma potencjał (zadebiutował rok temu z wynikiem 3:14:20). Nikt z naszej paczki nie widział go w Krakowie, więc pewnie miasto go wciągnęło ;-)

Kazik Rekowski - twardy facet. Z szacunkiem odbieram postawę tak zawziętych i nieugiętych biegaczy.

Mój przypadek natomiast jest... kliniczny. Był to mój już ósmy maraton, ale przyznaję się bez bicia, że dotychczas aż sześć razy zaznałem zespołu biegacza zmaltretowanego czyli „ściany” i ostatnie km trochę maszerowałem. Żeby w końcu właściwie pokonać cały dystans zastosowałem metodę - „schowaj ambicję wynikową do kieszeni i w końcu znowu przebiegnij ten cholerny maraton!”. Wyrzuciłem pulsometr (zdałem się tylko na wsłuchiwanie się we własny oddech), praktycznie nie używałem stoperu, tempometru i energomierza. Pierwsze 21 km przemieszczałem się za pacemakerami na 3:45. Czułem się bardzo dobrze i dlatego lekko przyspieszyłem na początku drugiego okrążenia. Na 32 km zaczęło mnie kłuć kolano i musiałem zrezygnować z bezczelnego pomysłu o wejściu na mocniejsze tempo. Ból puścił na 39 km i dał mi okazję do przyzwoitego finiszu. Wyszedł negative split (1:51:38 - 1:49:53). Ściany  nie było! a do poprawienia życiówki zabrakło mi 15 sekund! Ups! Głównie dlatego, że nie patrzyłem na stoper i nie miałem świadomości na jaki dokładnie biegnę czas.

Jak z powyższej relacji widać, spisaliśmy się naprawdę nieźle. Kapitan jest z drużyny zadowolony. Przyczyn upatruję oczywiście w dobrym przygotowaniu każdego z nas, ale również w tym, że właściwie zakończyliśmy ostatnią fazę treningu, czyli tapering („wyostrzanie”), w której najważniejszy jest  kontrolowany wypoczynek. Dlatego w sobotę spotkaliśmy się na Rynku, gdzie znaleźliśmy fajną knajpkę i miło spędziliśmy trochę czasu przy piwku lub dwóch. To działa!

[Sław]