Warning: session_start(): Cannot send session cookie - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/index.php:4) in /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/libraries/joomla/session/session.php on line 537

Warning: session_start(): Cannot send session cache limiter - headers already sent (output started at /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/index.php:4) in /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/libraries/joomla/session/session.php on line 537
[relacja] 100. maraton Krzysztofa Aleksandrowicza, Witunia 25.02.2018

[relacja] 100. maraton Krzysztofa Aleksandrowicza, Witunia 25.02.2018

  • Drukuj

 


[fot. H. Bachusz]

 

„Chiński znak Krzysztofa – to PIES.

Człowiek spod tego znaku jaki jest?

Uczciwy, nie boi się występować w obronie słusznej sprawy.

Lubi też dobre zabawy!

Nie zdradza cudzych tajemnic

I dotrzymuje obietnic.

A Krzysztof - zielonooki skorpion?

Razem z rodzicami – budował dla siebie dom.

Ten potężny znak zodiaku kipi energią - jest wyjątkowy!!”

 

1/4. 100. maratonów w 7 lat Krzysztofa Aleksandrowicza

 

Krzysiek Aleksandrowicz (ur. 1958) należy do członków założycieli naszego stowarzyszenia. Biegać zaczął w 2010 roku. Debiutował na dystansie 10 km w 48. Biegu Westerplatte (04-09-2010). Pół roku później już ukończył swój pierwszy maraton (Dębno 10-04-2011) z wynikiem 3:51.26, a po miesiącu kolejny! (Kraków 17-04-2011) z życiówką 3:47.12. Jesienią tego samego roku pokonał kolejne trzy maratony (Wrocław, Warszawa – z czasem 3:35.14 oraz Poznań) i zdobył koronę maratonów w sześć miesięcy. Tacy ludzie albo kończą z bieganiem (usatysfakcjonowani lub kontuzjowani) albo zostają wessani w maratoński i ultramaratoński wir. Krzysia wciągnęło.

W następnych latach zmagał się z trasami wszelkich możliwych polskich maratonów. Z zagranicznych imprez - sprawdził się w Berlinie oraz przy okazji odwiedzin swojego chrześniaka w... Dubaju. Coraz bardziej wsiąkał również w ultra świat – w zeszłym roku z dużą satysfakcją umordował się w KRS Formoza Ultramaraton (185.5 km). Licznik ukończonych maratonów przyspieszył za sprawą Ryszarda Kałaczyńskiego, który w dniu 15.09.2014 w Wituni k/Więcborka rozpoczął projekt 366 maratonów w 366 dni. Rysiu biegał codziennie, ale serdecznie zapraszał na swoją atestowaną trasę każdego chętnego, co dawało możliwość oficjalnego pokonania maratonu już nie tylko w kilku lokalizacjach wiosną i jesienią, ale w dowolny dzień przez cały rok. Wielu twardzieli z tego skwapliwie skorzystało, w tym oczywiście nasz jubilat. Nie wiem dokładnie ile maratonów Krzysiek przebiegł w Wituni, ale było tego dużo – najpierw w trakcie akcji 366, później często podczas Witunia Weekend Maraton. Do tego doszły takie wynalazki jak korony Witunia Maratonu - w trzy dni pięć maratonów!, czy Dziesięciomaratony.

100. maraton Krzysiek pokonał 25.02.2018 w trakcie Dziesięciomaratonu Zimowego. Żeby nie było za łatwo - najpierw 98. pobiegł w piątek 23.02., a 99. w sobotę 24.02.

 

„Przyprawiał dziewczyny o zawrót głowy.

Jedna Renata go oczarowała…

Nic dziwnego, że rodzina ich coraz bardziej się powiększała…

Synowie Karol i Kuba mają swoje rodziny - pojawiły się wnuczęta!!!

Córka Kinga poszukuje kogoś na całe życie… jest teraz tym zajęta???

Ależ skąd - IV rok studiów ekonomicznych

Wymaga od niej nauki i egzaminów licznych.

Krzysztof 17 lat pracował w Niemczech przy produkcji szampana i wina lodowego.

Wino lodowe? – zapytajcie Krzysztofa , co to takiego?

Zarabiał przy produkcji sadzonek winorośli,

Jeździł traktorem  po górach

I kabrioletem szefa po różnych dziurach.

Od 35 lat jest taksówkarzem w Tczewie

Nr boczny taksówki 17 jak ktoś nie wie.”

 

2/4. Witunia – polska stolica koleżeńskiego maratonu

Każdy szanujący się maratończyk-amator powinien poznać Ryszarda Kałaczyńskiego (ur. 1960) z Wituni. Rysiu wsławił się ustanowieniem rekordu Guinnessa w liczbie pokonanych maratonów w ciągu roku – 366 w 366 dni. Dokonał tego w dniach 15.08.2014-15.08.2015. Jak zaczynał, mimo że był znanym ultrasem w środowisku biegowym, chyba mało kto wierzył, że jest w stanie tego dokonać, ale w trakcie projektu wielu go wspierało swoją asystą, a ostatniego dnia na 366 bieg ściągnęło z całej Polski ponad 300 maratończyków.

Tym wyczynem podbił serca biegaczy (oczywiście biegaczek również) i rozsławił Witunię. Niesamowicie spopularyzował maratony koleżeńskie, czyli takie, w których nie ma nacisku na wynik, ale zarazem ze względu na wypełnienie niezbędnych warunków organizacyjnych (atest trasy, listy startowe, deklaracje uczestników itp.) dające możliwość formalnego uznania pokonania tego dystansu.

Po projekcie 366 wprowadził nowe wydarzenia - Weekendy, Korony, Dziesięciomaratony Wituńskie.

Wszystko zaczyna się w „Biurze zawodów” - dawnym wiejskim sklepie spożywczym, na ul. W. Witosa, udostępnionym obecnie biegaczom, będącym równocześnie szatnią, świetlicą i kawiarnią. Wspaniałe, ciepłe, wygodne, z pełną spiżarnią, bogatym barkiem - spokojnie – mam na myśli soki, wodę, kawę, herbatę i inne niezdrowe napoje. Jest zlokalizowane tuż przy trasie biegu, która składa się z sześciu okrążeń i w dowolnym momencie można skorzystać z przytuliska.

Ryszard Kałaczyński, a właściwie Rysiu – bo tak od razu po poznaniu nowego biegacza każe się do siebie zwracać, z miejsca daje się lubić. Na jego biegi ściągają maratończycy jak pszczoły do miodu. Dlatego nie dziwię się, że Krzysiek polubił to miejsce i wyznaczył na jubileusz 100. maratonu.

Krzysia też lubią i szanują. Przyjechało do Wituni trochę ciekawych ludzi. Większość z nich to oczywiście członkowie nieoficjalnego klubu maratońskiego „100+”, mających na koncie ponad 100, 200, 400 a nawet 500 biegów! Panie i panowie. Młodzi i nieco starsi (np. roczniki 1955-1950-1947). Utrasi – z dokonaniami typu  - 100 km, bieg 24 godzinny, bieg 6-cio dobowy, Spartathlon (246 km) itp.

Jedna sytuacja była szczególna – do „biura zawodów” weszły dwie panie. Jak się okazało Czeszki z Pilzna (to rozumiem!). Młodsza Eliska pobiegła z nami, a starsza była jej mamą – ciepłą, przemiłą starszą panią, która cierpliwie czekała z aparatem fotograficznym na córkę całe 5:40.00. Cudownie było popatrzeć jak obie cieszyły się tym biegiem.

 

„Kiedy ukończył 50 lat życia –  

Stwierdził – nie mam nic do ukrycia

Jednak swoje życie zmieniam!!!

W maratończyka się przemieniam…

Pół roku dał sobie na przygotowanie…

Wola boska – niech się stanie…

Dębno 3;51 - 2011 rok

Taki był Krzysztofa pierwszy maratoński krok!!!

Dołożył Kraków 2 razy Koronę Maratonów…

I znów bieganie i znów…

Musiał ultra spróbować

Ma ich 16 – co tu dodać?

LEDNICKI, JASTARNIA na boso to ulubione maratony!!!

Do Dubaju został zaproszony

Jego siostrzeniec Michał – jakoś tak we wrześniu, a może w maju

Zaproponował – przebiegnijmy  – zobacz jak jest w ziemskim raju.

Przebiegli, zobaczył… Ale…

Lubi przyjeżdżać do Wituni, na maraton Kałaczyńskiego

Bo nie znajdziesz maratonu drugiego takiego!!!”

 

3/4.Biegający Tczew na 100. maratonie Krzysia

Przecież nie mogło nas zabraknąć na takim wydarzeniu, w takim miejscu!

Ostatecznie pobiegło nas siedmioro, ale chętnych było więcej – niestety choroby, kontuzje, wydarzenia rodzinne udaremniły udział jeszcze kilku z nas. Najbardziej przeżywał niemożliwość pobiegnięcia w tym szczególnym maratonie Michał Wawrzyniak – chrześniak Krzysia. Sponiewierała go choroba. Był jednak na miejscu i wszystko dokumentował fotograficznie i filmowo.

Nasza siódemka oprócz celu oficjalnego (uhonorowanie naszego klubowego kolegi) chciała przy okazji wykonać trening w ramach przygotowań do maratonu z gatunku „tak się nie trenuje do maratonu!”, ale nie będą nam Skarżyńskie czy inne Danielsy mówić jak trenować mamy!

Najlepszym przykładem na to, że metoda działa jest Basia Kruszyńska, która przygotowując się do swojego pierwszego maratonu w życiu (Gdańsk, 15.04.2018) pobiegła sobie maraton w... Wituni! Brawo Basiu. Ale tak się naprawdę nie robi! Jednak dziewczyna dała się skusić i udało się. Trochę zabolało, ale to dobrze – pierwszy maraton musi boleć – trzeba mieć do niego szacunek.

Bardzo ładnie Basię wspierała Bożenka Sosnowska, która tydzień przed Witunią zadebiutowała w swoim pierwszym ultra – TUT – od razu 68 km po mocno pagórkowatym trójmiejskim parku. Wow! Kilka dni „odpoczywała” kurując jakieś choróbsko antybiotykami. Miała przez to skromny plan pokonania 21 km i... machnęła cały maraton. Magia miejsca!

Jeszcze lepszy był Janusz Kukuła. Nie wybiegany, nie przygotowany. Bardzo chciał pobiec w Wituni dla Krzysia w serdecznym podziękowaniu za to, że namówił go w zeszłym roku na debiut maratoński w Gdańsku. Przed biegiem mówił: po 2-3 rundkach (14-21 km) zejdę do świetlicy, nie ma szans na więcej... Po czym na linii startu stanął obok swojego mentora, a ten pozwolił mu skończyć dopiero po... 42.195m Nogi miał do wymiany, ale gębę jak zawsze uśmiechniętą od ucha do ucha.

Kolejny skrajny przypadek – Jacek Guziński. Przez tydzień prawie nie biegał bo napier... go noga. Nie mógł jednak nie wykorzystać takiej fajnej okazji jaką stworzył nam jubilat i na miejscu postawił sprawę jasno: o 30 km się nie martwię a później najwyżej będę się czołgał – jak powiedział tak zrobił.

Trzech jednak było w miarę „normalnych” - obieganych i zdrowych.

Jarek Sosnowski tydzień temu wspierał żonę na TUTracku. Tym razem zrobił sobie spokojny trening, ale i tak wygrał koleżeńskie zawody z czasem 3:39.25, zupełnie niechcąco, specjalnie się nie wysilając – co on może za to, że nie umie wolniej biegać maratonów.

Jarek Gurbowicz jest zapalonym ultrasem (również miał w nogach Zimowy TUT) ale i stałym bywalcem Wituni. Spędził miło czas w gronie swoich biegowych znajomych, rozważając w skrytości: kiedy samemu pokona 100. maraton.

Ja nastawiłem się na konwersacyjną wycieczkę biegową. Przegadałem ze trzy godziny, ciągle zmieniając partnerów do rozmowy (czyt. słuchaczy). Pogoda była cudna, ludzie interesujący. Później słońce przykryły chmury, zaczęło trochę wiać, zrobiło się jakieś minus 15°C, twarz zamarzła, usta zdrętwiały, popsuła mi się dykcja i w końcu zamilkłem. Ostatnią godzinę biegu spędziłem na wsłuchiwaniu się w odgłos kroków i wpatrywaniu w pejzaże kujawsko-pomorskie.

 

„Po maratonach –

Jego dobre, wielkie serce kieruje Go

Do Tczewa, do ukochanej rodziny,

Żeby przebywać z nią długie godziny.

Żeby zjeść kartofle i do tego schabowego

Którego przygotuje żonka lub córeczka – przecież dla  jubilata dzisiejszego.

Krzysztof – domator - lubi, jak pracuje jego taksówki motor.

Ze swoimi wnuczętami

Często bawi się samochodami.

Antek, Julek, Kalina i Hania

Słuchają, jak dziadek tajemnice biegania przed nimi odsłania.

Duma Rodzinę Krzysztofa rozpiera,

Bo Krzysztof pochwały zbiera

Do biegania inspiruje,

Zachęca, czaruje…

Swoim synom w różnych pracach pomaga,

Chociaż nikt od niego tego nie wymaga.

Po pracy żelek sobie nie żałuje,

Czekoladą gorzką i solonymi chipsami – siły wyrównuje.”



4/4.Medale, brawa, gratulacje, prezenty, tort.

Od godziny 14.39 do 16.50 świetlica zaczęła wypełnić się finiszerami. Wszyscy sobie serdecznie gratulowali, krzątali się, popijali kawkę, zajadali przekąski i ciasteczka. Krzysiek cierpliwie czekał z wręczaniem okazjonalnych medali do ostatniego biegacza. Po ceremonii medalowej Rysiek z właściwą sobie werwą przystąpił do wielkiego finału. Chwalił, gratulował i  wyściskał nowego członka klubu „100+”. Wręczył piękny puchar i okazjonalną koszulkę od wituńskich biegaczy.

My z kolei, w imieniu Biegającego Tczewa, przekazaliśmy jubilatowi dyplom uznania i... również okazjonalną koszulkę :-)

Wszystko zakończyło się gratulacjami od wszystkich, życzeniami, owacjami, śpiewem, wzruszeniem. I tortem. Bardzo smacznym.

Podsumowując - POLECAM KAŻDEMU BIEG W WITUNI. Tam trzeba koniecznie być.

 

„Na dzisiejszą imprezę jubileuszową przyjechała córeczka

Przywiozła pełne pudełka i pudełeczka:

Paszteciki z kapustą,

Paróweczki w cieście francuskim

Na deser z witrażem ciasteczka.

Wszystko zrobiła Kinga – Krzysztofa córeczka.

Karolina i Justyna –synowe

Pomagały Kindze opracować menu jubileuszowe.”

 

PS

Autorką okazjonalnego wiersza, który wplotłem do relacji, pt „100 maraton  Aleksandrowicza Krzysztofa, który też bieganie kocha” jest Barbara Gil – polska królowa maratonu. Jest kobiecą liderką w klubie „100+” z liczbą ponad 400 maratonów. Do tego uwielbia komponować wierszyki w trakcie swoich biegów. Tym razem co prawda nie była z nami na trasie, ale czuwając w biurze zawodów ułożyła sympatyczną rymowankę.



[Sław]



foto z 100. maratonu Krzysia Aleksandrowicza

Henryk Bachusz

https://photos.google.com/share/AF1QipMo2W2C2C1L8YEZKaufr4-w8iawPiH95lV2T2awxLim1_vwQ3G38Ms-0jhJgKNFpA?key=aUFydWxReV9MU0RaQ1h2WGYxVTRlVUd0eDJwQW13

 

Michał Wawrzyniak

https://photos.google.com/share/AF1QipOK9WJE1hUpMHwjdcicRj8vYKkhxVOGf2EyoJbnaDp7QdPy7alb80aBN4JoGQah6Q?key=WEZBYW1UTXNkMTJlMzZBaFVyR2YzV1RGNzhpbTdR

 

skrócona fotorelacja poniżej